KONKURS
JEDNEGO WIERSZA im.JERZEGO TAWŁOWICZA
Konkurs Jednego Wiersza rozstrzygnięty! 1 marca w Muzeum Jana Kasprowicza na Harendzie spotkali się poeci miejscowi i z różnych stron Polski.
Werdykt Jury oczytała główna organizatorka tego cennego konkursu literackiego Beata Zalot.
Laureaci otrzymali pamiątkowe statuetki. Nagrodzone wiersze czytali autorzy, oraz Krzysztof Michno i Joanna Stachoń - aktorzy zakopiańskiej SCENY A2. Po części oficjalnej zebrani do czytali swoje wiersze. Gościem specjalnym Nocy Poetów była Prezes Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich Magdalena Węgrzynowicz - Plichta.
Organizatorem imprezy i konkursu, który odbył się już po raz trzeci jest Tygodnik Podhalański i Stowarzyszenie Przyjaciół Twórczości Jana Kasprowicza.
Wyniki
konkursu w roku 2014 :
Kategoria literacka
1 miejsce: Jan Stalony-Dobrzański z Wieliczki
za wiersz "Jesień"
2 miejsce ex aequo: Tadeusz Zawadowski ze
Zduńskiej Woli za wiersz "Dusza"
oraz Agnieszka Bator z Rabki Zdroju za wiersz "Rzeczy
niepoliczalne"
3 miejsce ex aequo: Joanna Pociask-Karteczka z Krakowa za wiersz "Bramy"
oraz Ireneusz Niziołek z Zakopanego za wiersz "Zapiecek"
Wyróżnienie: Anna Piliszewska z Wieliczki
za wiersz "Z ziemi do obłoków"
Kategoria gwarowa
1 miejsce: Joanna Słodyczka za wiersz "Przydź"
2 miejsce: Józef Szaflarski z Czarnego Dunajca za wiersz "Ślebodne nuty",
3 miejsce: Stanisław Jaromi z Orawki za wiersz "Wydała sie pani",
Wyróżnienie: Teresa Topolska z Krościenka za wiersz
" Wilijo"
|
I Miejsce w kategorii literackiej |
I Miejsce w kategorii gwarowej |
|
|
Jan Stalony-Dobrzański
JESIEŃ
Ty wiesz
ja umrę
w połogu
Maluję usta głogiem
Jedz!
Do syta będzie dzisiaj
a potem
dla Ciebie
paznokcie
w kaliny unurzam krem
Krasne będą
i słodkie
Jedz!
A ciało pokryję
szronem
będziesz mnie kochał -
jak żonę
z pajęczyn
cienkich nim mgła
pończochy siwe włożę
i szal
A teraz już
proszę
chodźmy
na bal
Śpiewać będą nam liście
tańczyć będą nam wszystkie
złota krzykiem, rozbłyskiem
omotam Cię
I będzie tak
uroczyście
zetli się świat płomieniście
i wcale to nie jest
sen
Cóż jeszcze dla Ciebie włożę
cóż dam Ci
na moje gody
oprócz urody?
Płacz
Łez skąpić Tobie
nie będę
strumienie wyrwą się prędkie
i deszczy spod powiek
szkwał
Ty wiesz
ja umrę
w połogu
w dymie ognisk mnie spal
Chodźmy wreszcie
na bal
Ja będę Twoją Królową
Carycą
i Cesarzową
słońca zetniesz mi kwiat
orkiestra gra
sztormów marsz
brzemienna jestem
Patrz!
Tu chowam sad
tu piersi moich
zbyt wiele
tu śliw, tu jabłek
tu grusz
jak grzechów upadło w kościele
tu naga czekam
wiatr
śniegiem
Chopina mi
graj |
Joanna Słodyczka
PRZYDŹ
Przydź ku mnie, Kazek.
Juz sie cichoś suje.
Miesionc rychtuje śrybelne pościele.
W taki cas serce za tobom banuje.
A tobie nima.
Nie wiys, co jo cuje?!
Przydź. Chyć w ramiona.
Wybośkoj, ukochoj.
Niek sie ozpalom zyngry gwiozd nad nami.
W syrokim świecie nie nojdzies miłości,
a jo cie schowom
pod nocy włosami.
Przydź. W taki wiecór
Grzech być kajś daleko.
Splatom pociorki w snurkowom drabine
cobyś mioł blizej i warcej do chałupy.
Przydź i prec podryj
Smutku pajencyne.
|
|
|
II Miejsce w kategorii literackiej
Agnieszka Bator
RZECZY NIEPOLICZALNE
niczego nie licz
dokładnie
niby masz jedną śmierć
i kilka przymiarek
zmartwychwstań tyle
ile udźwigną twoje kolana
gwiazd
ile nazbierasz oczami
w noc
kiedy czekam
aż śpiew pierwszych ptaków
poruszy membranę nieba
strzepując niedopałki
gwiazd
wtedy nagle
nabieram pewności
że jedna jest tylko
poduszka pod moją głową
reszta
po cichu
wymyka się poznaniu
tylnymi drzwiami duszy
|
II Miejsce w kategorii gwarowej
Józef Szaflarski
Ślebodne nuty
Jaworowe nutki
juz ik nie usłysem
i jest mi barz luto
tymu o nik pisem.
Śpiom weredy
w staryk złóbcokak
na ścianie,
straśnie im otupno
cekajom na granie.
Ślebodne nuty
drypcom wiecnom,
smycek sybli smutno,
jak jakom pokutnom,
inne same gnajom,
jak wartki potocek,
zbyrk ciupag sie niesie,
hajduka skokajom
pod powałe,
jaz foszty trzaskajom.
Furgo ozwodno
wiyrchowo nuta
w góralskik spodnicak
w śwarnyk toniecnicak,
krzesany jom zmiyniył
smycek mu pomogo
muzyka jest wiecno
i górolom drogo.
Niyk tak juz ostanie,
Sabałowe gęśle,
góralskie śpiywanie
i "Duchowe" granie.
|
|
|
II Miejsce w kategorii literackiej |
|
|
|
Tadeusz Zawadowski
DUSZA
Dusza boi się bólu Z przerażeniem
patrzy na rozbite kolano i czym prędzej ucieka
gdzie pieprz rośnie
Trzeba ją długo przekonywać
że się zabliźni Dopiero wtedy powoli
krok po kroku powraca i chowa się
pod pachą lub za uchem i stamtąd
nasłuchuje jak rana się goi
Dusza boi się mrozu Kiedy słowa
zamarzają w powietrzu jak lodowe ważki
i wiersze stają się tak kruche że pękają
pomiędzy wargami Podkrada
z szafy grube swetry i koce i owija się nimi
jak kot z nienapisanej jeszcze bajki
Dusza boi się samotności
To taka strachliwa istotka Siada nam
na ramieniu i drży na myśl
że możemy ją opuścić |
|
|
|
|
|
|
|
III Miejsce w kategorii literackiej |
III Miejsce w kategorii gwarowej |
|
|
Joanna Pociask-Karteczka
Tryptyk "Bramy"
Brama I - Znad doliny Raby (Naprawa)
Babia wsparta na tłustych obłokach
podważa zasadę grawitacji
palce błądzą po busoli szlaków
tak trudno meblować życie po omacku
dopiero gdy droga pnie się w górę
żagle świerków i ramiona brzóz
zgarniają niepokój
i zamieniają ciszę
w "głosów zbieranie"
Brama II - Zjazd z Obidowej
niech zastygną zegary
kiedy w ciszy pełnej głosów
wzrok łapczywie wyławia znajome kształty horyzontu
choć droga jeszcze daleka
nie da się cofnąć żadnych słów
trudno zagrzebać popiół zdarzeń
jak to dobrze
że w welonach mgieł czeka tyle słów niewypowiedzianych
a krajobraz śpiewający wzgórzami kryje jeszcze
szlaki nieprzebyte
niech zastygną zegary
w znajomych kształtach horyzontu
Brama III - Dolina Olczyska
choć to brama ostatnia
prowadzi do źródła do początku
tutaj chęć trwania staje się jasna
niepokoje toną w nurcie potoku
spóźnione prawdy migotają w perłach wodospadów
dławione winy wyszarpuje czas i zamienia w skalne iglice
pragnienia chcą przylgnąć do ścian gładkich ustupów
i spocząć t u
choć to brama ostatnia
prowadzi
do źródła
do początku
|
Stanisław Jaromi
WYDAŁA SIE PANI
Przysła pani z miasta
Na Orawskie włości
I sama nimoze
Uniyś sie z radości
B- Tyle tutaj kwiatków
I ptactwa pieknego
W mieście zmarnowałam
Pół życia swojego
Od dziś wszystko zmienie
I códów dokonam
Wielką gospodynią
Będę. albo skonam.
-Powiado do chłopa
B - Mężu kup mi konia
Dwie krowy łaciate
Kury, gęsi siodłate
Chce mieć jeszcze kotka
I pieska na sznurku
A do tego kózki
Na swoim podwórku
-Chłop sie zafrasowoł
i podropoł w coło -
Cosik z mojom babom
dziś jes nie wesoło
Ch - Cyś ty babo z byka
Jakiego nie spadła
A skąd weźnies telo
Dlo gowiedzi jadła
B- Na cóż tobie jadło
Gromadzic potrzeba
Chyba z tym nie pójdziesz
Po śmierci do nieba
Zobacz ile trawki zielonej, pachnącej
Będzie nasza trzoda
Chasała po łące
A ja będę tańczyć
Wśród tej pierwotności
I przytulać swoje
pociechy z radości
Ch- Powiydz moja droga
Kie Ci tak przychłodzi
Kto to całe bydło
U nos łoporzondzi
Przecies na gazdowce
Jes roboty wiele
Trzeba doic krowy
I napoić ciele
Trzeba kury macać
Kielo jojek majo
Trzeba gnoj wykidać
No bo krowy srajo
Na to zbladła baba
Jaz jom przesły dresce
B- No takiej gazdówki
To ja z góry nie chcę
|
|
|
III Miejsce w kategorii literackiej |
|
|
|
Ireneusz Niziołek
ZAPIECEK
W małym miasteczku
gdzieś na zapiecku
cicholeniwy dzień
wyboiste uliczki
w oknach zwiędłe doniczki
błądzę wzrokiem dokoła i śnię
okien powieki okiennice
nieraz słuchały pod księżycem
miłosnych arii na śmierć zakochanych
kryły miłosnych scen tajemnice
jakie były byłe dziewice
koniec love story ojciec nieznany
ulic znajome krzywe latarnie
stoją płoty miernoty niezdarne
ściany domów straciły kolory
po chodnikach wiatr goni
liść zdmuchnięty z mej dłoni
tajemnicze kreśli nim wzory
a powietrze przeszywa
czosnek dym i oliwa
przepis z kuchni na obiad niedrogi
na progu przed drzwiami
ktoś zasiądzie czasami
na stołeczku bez czwartej nogi
babcia która wygląda przez lata
wnuczka on nie wraca ze świata
lecz wiadomo że pnie się do góry
albo dziadek zmarszczony jak śliwka
od tytoniu wódeczki i piwka
który jednak nie traci kultury
kot bez końca zasypia na dachu
obok wróble całkiem bez strachu
urządzają koncerty co ranek
jest też słońce kosmicznie leniwe
rozpraszając swą złotą grzywę
na sznurku suszy gacie wyprane
a powietrze przeszywa
czosnek dym i oliwa
oraz inne zapachy nieznane
rowerowe koła w oddali
kijami pędzą chłopcy niemali
to taka fajna i głośna zabawka
można z procy postrzelać do ptaków
to też jest zabawa chłopaków
dla dziewczyn jest trzepak huśtawka
furman smaga chudego konika
wiozą czarny znój pracy górnika
spłonie i buchnie z komina
dym posnuje się prosto do nieba
będzie ciepło nic więcej nie trzeba
zimą przy piecu skupiona rodzina
stacyjka kolei szynowej
dwa razy dziennie osobowe
pociągi stąd wiozą do pracy
tych co o piątej rano
niechętnie z łóżek swych wstaną
kto pracuje tutaj coś znaczy
już południe bo dzwony w kościele
dzwonią jak na mszę w niedzielę
wypełniają hen hen okolicę
radio sygnał z Warszawy podało
do południa pięć sekund zostało
do dwunastej już czasu nie liczę
jakiś zaśmiech tam gdzieś zawołanie
tu ktoś tam ma swoje mieszkanie
ale dalej niosą mnie nogi
w zazielonym zaułku ruina
domek był to chyba rabina
domek który nie uszedł z pożogi
a powietrze przeszywa
czosnek dym i oliwa
zioła pachną na skraju drogi
za zakrętem ryneczek
tam czas wolno się wlecze
jak to czas w małym miasteczku
są ławeczki gdzie można posiedzieć
po śniadaniu ale też po obiedzie
poplotkować tajemnie w kółeczku
jest kościółek a wnet Boże Ciało
dekoracji gałązek zbyt mało
nie zabraknie wody święconej
ave Maryja i parę zdrowasiek
trochę kwiatków też może da się
zapleść pomiędzy brzózki zielone
tutaj każdy pozdrowi każdego
raz w roku powie naj i do siego
niosąc biedę w swoim koszyku
słaby uśmiech może się zdarzy
bo on rzadko gości na twarzy
nikt nie lubi tu teatrzyku
tutaj nikt nikogo nie pyta
co porabia co dnia gdy świta
każdy w małym miasteczku to wie
tutaj każdy od zawsze rozumie
bez słowa i trochę w zadumie
dlaczego bywa raz dobrze raz źle
niepostrzeżenie
pryska marzenie
już droga pobiegła przez pola
zniknęły za wzgórzem
pokryte kurzem
dachy
i skryta pod nimi dola niedola
polski zapiecek
jest pełen miasteczek
bliskich i bardzo dalekich
tam powietrze przeszywa
czosnek dym i oliwa
i historie zebrane przez wieki. |
|
|
|
WYRÓŻNIENIE |
|
|
|
Anna Piliszewska
Z ziemi do obłoków
Niektórym blisko z ziemi do obłoków;
czmychną z gitarą i już po kryjomu
włóczą się w gwiazdach, a gwiazdy się iskrzą,
dni zatrzaskując - drzwi obcego domu.
Niektórzy muszą z ziemi do obłoków
biec - kwiat paproci kwitnie pod księżycem!
A księżyc wschodzi w berecie srebrzystym
i dmucha srebrem w podniebne ulice.
A potem trzeba z obłoków na ziemię
spadać - wspomnienia ciążą jak kamienie! -
potargać wiersze jak niechciane listy.
Niektórym trudno z obłoków na ziemię. |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
(01.03.2014)
Szanowni i Drodzy Poeci,
piszecie wiersze, więc wiecie najlepiej, że świat nie mieści się w czterech wymiarach. Wysokość, szerokość, długość i czas, czyli tak zwana czasoprzestrzeń, to zaledwie ogólne ramy, w które próbuje się wtłoczyć cały wszechświat, z fenomenem ludzkiego życia włącznie. Tymczasem w ludzkim, jednostkowym i niepowtarzalnym wymiarze na swój sposób rozszczepia się czas, skraca długość, faluje wysokość, a szerokość nie raz i nie dwa musi się przeciskać przez wąskie gardło naszego losu. Już sam czas, którego natura sprawiała nawet świętemu Augustynowi nie lada trudność, najprostszemu umysłowi jawi się w co najmniej dwu wymiarach - przeszłości i przyszłości. Obiektywnie czas może i płynie wyłącznie w jedną stronę, ale subiektywne odczucie może być inne. Bo cóż powiedzieć o wszystkich podróżach w przeszłość? Czy naprawdę NIE MA krainy lat dziecinnych? Czy fakt, żeśmy się postarzeli, definitywnie i bezwzględnie zabija naszą młodość - tę, jak ją pięknie nazwał Tadeusz Śliwiak w jednym z Piwnicznych hymnów - parę skrzydeł zwiniętych w nas? Poeci wiedzą, że nie. Że czas i przestrzeń, życie i śmierć, radość i smutek, dobro i zło, zachwyt i zniechęcenie spotykają się w człowieku, splatając delikatną sieć, w którą łowimy nasze ludzkie doświadczenie życia. Każdy z nas nosi w sobie osobistą czasoprzestrzeń, na biegunach spłaszczoną nieco. I dlatego świat nigdy nie będzie idealny. I dlatego świat nigdy nie będzie nudny.
Gdyby tak nie było, ileż łatwiejszym zadaniem byłoby ocenianie czegokolwiek. Jakże łatwo byłoby akceptować wyznaczone kiedyś standardy, szablony i matryce, do których można by przyrównać każde zjawisko, każdą rzecz i każde ludzkie dzieło, by precyzyjnie i pewnie ocenić, jak dalece pokrywa się z obowiązującym modelem i ile mu brakuje do jego pełni. Taki choćby konkurs poetycki byłby dla jurora jedynie kwestią wprawy w ocenianiu odstępstw od normy. Ale tak nie jest. Każdy wiersz jest odrębnym bytem. Niepowtarzalnym i jednostkowym. Każdy jest zakotwiczony w czyjejś wrażliwości, w czyimś widzeniu i odczuwaniu świata, w czyimś doświadczeniu, w czymś wyobrażeniu o tym, jak jest, jak było, jak być może lub powinno. Każdy wiersz jest człowiekiem podszyty. Patrząc na wiersz, pośrednio zaglądamy w głąb cudzej perspektywy. Każdy wiersz na swój sposób manipuluje czasoprzestrzenią bądź na swój sposób interpretuje jej wymiary. Oczywiście, istnieją jakieś prawidła, ale rzecz w tym, że wszystkie one już zostały choć aż raz obalone przez jakiegoś doskonałego poetę. Długie lata uważano, że wiersz, w zależności od gatunku, powinien mieć ściśle określoną formę, powinien stosować się do określonych reguł rytmu i rymu. Ponadto, w myśl zasady stosowności, powinien określone treści łączyć z określoną formą. Pozostając w takim przekonaniu, pisano obszerne poetyki normatywne, czyli książki ze sprawdzonymi przepisami na wiersze. I wszystko szło całkiem dobrze, aż pewnego razu pojawili się romantycy i wszystko wywrócili do góry nogami. Uznali, że poezja dusi się w eleganckim pozłacanym salonie, więc wypuściwszy ją w pola, pozwolili hasać boso z wiankiem dzikiego kwiecia we włosach. Z dawnych, dobrych czasów ostał się sonet, oktawa, tercyna (kto dziś pisze tercyną czy oktawą?), a na pociechę wiek XIX na ruinach poetycko-formalnej ortodoksji położył wdzięczny, acz niepoważny kwiat limeryku. Tak czy inaczej dzisiaj nie ma zbyt wielu obiektywnych norm, pozwalających jednoznacznie ocenić jakość wiersza. Wyrazisty rytm umiejętnie wspierany rymem zawsze będzie jego atutem, ale też wiersz zbudowany na całostkach zestrojów akcentowych bez powtarzalnych układów rytmicznych może mieć wielką siłę wyrazu. Skoro więc nie ma niezawodnych i obiektywnych narzędzi osądu, pozostaje ocena subiektywna. Jury ma do niej prawo. Każdy jednak musi umieć uzasadnić swój wybór i tu zwykle nie można już obejść się bez odniesień so wiedzy i oczytania. Mimo wszystko, argument: "bo to się mi najbardziej podoba" już nie wystarcza. Mimo to jednak jeden suka w poezji tego, inny czego innego. Jeden chce być kołysany, drugi budzony do czyny. Jeden chce prostego zachwytu, drugi czystego intelektu. I zgodnie ze swymi preferencjami podchodzi do lektury nadesłanych prac. Spośród nich typuje kilkanaście lub więcej utworów, czyta je powielekroć, sprawdza, czy jest z sobą w zgodzi, a następnie całkiem już spokojny poddaje swoje typy pod dyskusję z innymi jurami, którzy nierzadko w poezji szukają i oczekują od niej zgoła czego innego. A werdykt ostateczny jest zwykle jakimś kompromisem.
Czy zatem wyniki konkursu mogą powiedzieć coś istotnego uczestniczącemu w nim poecie? I tak, i nie. Z całą pewnością zwycięzcy i wyróżnieni mogą przyjąć, że ich teksty były dobre. Że ze wszech miar zasługują na wyróżnienie, skoro jurorzy zgodzili się na ich wyróżnienie i nagrodzenie. Ci natomiast, którzy nie zostali w danej edycji konkursu dostrzeżeni niech nie wyciągają zbyt pochopnych wniosków. Młodemu Tuwimowi jego ówczesny mentor, a późniejszy kolega po piórze na nadesłane młodzieńcze wiersze odpisał: "Niech pan poszuka sobie innego zajęcia". Ale Tuwim, na szczęście, nie poszukał.
Drodzy Poeci, wszystkim uczestnikom konkursu serdecznie gratuluję, laureatom kłaniam się nisko, pamięci Jurka Tawłowicza oddaję głęboką cześć.
Organizatorom zaś konkursu poddaję pod rozwagę pewną propozycję: może już nadszedł czas, by zmienić skład jury?
dr Anna Mlekodaj
|